czwartek, 22 stycznia 2009

Zakazane Miasto

Ze mną chyba nie wszystko jest w porządku. Miesiąc na Filipinach, a ani razu nie obudziłam się z taką werwą i energią, jak dziś, w mroźny poranek, gdy temperatura spadła do minus piętnastu, a wiatr wpycha oddech z powrotem głęboko do płuc. Piękny dzień! Ani jednej chmury. Ubrałam się we wszystko, co posiadam, zawinęłam na wierzch wełnianym szalem i z aparatem fotograficznym niemal pobiegłam do bram Zakazanego Miasta. Udało mi się kupić bilet studencki, tłumacząc, że studiuję na Uniwersytecie Syczuańskim i tym sposobem zaoszczędziłam trzydzieści yuanów na kalendarzyk ze sklepu z pamiątkami. Pełnia szczęścia.
Cóż mogę powiedzieć. Zakazane Miasto, rezydencja czternastu chińskich cesarzy, robi wrażenie. Jest ogromne, niesamowite, zapierające dech w piersiach. Nierealne. Ale jedyne, o czym mogłam dziś myśleć, spacerując po placach i alejach, to jak bardzo musiały tu marznąć cesarskie tyłki. A musiały marznąć tęgo, zwłaszcza w takie dni, jak dziś. Ostatnie dni lunarnej zimy, tuż przed Festiwalem Wiosny. Właśnie w takie dni w pałacu cesarskim panować musiał zgiełk, gorączkowe przygotowania do obchodów Nowego Roku. Trudno sobie to wyobrazić, gdy jedynym, co pozostało po Dworze, są budynki. Zimne ściany i chodniki. Zakazane Miasto jest pięknym trofeum w zbiorach Chińskiej Republiki Ludowej. Jak każde trofeum, jest totalnie i nieodwracalnie martwe.










Chciałam dodać, że zrobienie tych kilku zdjęć kosztowało mnie doprowadzenie palców do stanu, w którym nie mogłam już przycisnąć spustu aparatu xD


1 komentarz:

Magu pisze...

eh, coz za poswiecenie! :D

wiesz juz co z tym shikenem cholernym?