piątek, 21 listopada 2008

Mao Undercover

Miałam dziś w ręku prawdziwą "czerwoną książeczkę". Z dumą pokazał mi ją sprzedawca staroci. Wydanie angielsko-chińskie. Nie zdążyłam się przyjrzeć, bo wyrwał mi ją z ręki Chris, zniechęcając mnie do dalszej eksploracji straganu. Zdążyłam jeszcze tylko rzucić okiem na metalowe przypinki z przewodniczącym Mao. Za przypinkę średnicy centymetra sprzedawca kazał sobie płacić trzydzieści yuanów. Cena niby śmieszna, ale za tyle, to ja mam nocleg w hostelu, a teraz wszystko przeliczam w ten sposób. Pożegnałam się więc z Mao jakoś bez żalu, a teraz siedzę i jakby zła jestem na Chrisa, że popsuł mi możliwość przyjrzenia się z bliska świadectwom przeszłości. Mam po prostu uczulenie na tego człowieka i cokolwiek, co z nim związane, przestaje być dla mnie atrakcyjne. I Mao w tamtej chwili wydał mi się nieatrakcyjny, a teraz smutno i tęskno do czerwonej przypinki z pucołowatym przewodniczącym. Nie, żebym skusiła się i miała kupować, ale pooglądać, potrzymać w ręce, nie zaszkodziłoby przecież.
Mao nie jest chyba ostatnio w modzie. Nawet gdyby chcieli, działacze partyjni nie wypromują go już na gwiazdę i nikt nie będzie chciał przypiąć do kurtki podobizny przewodniczącego. Lepiej przypiąć sobie koreańskiego piosenkarza o wdzięcznym pseudonimie Rain, albo oldschoolową Marylin Monroe.
Myślałam, że w Chinach przewodniczący Mao będzie na mnie patrzył z każdej wystawy sklepowej. Albo chociaż, że ktoś przytoczy czasem jeden z jego cytatów. Nic. Cisza. Przewodniczący nieobecny.
A wystarczy przecież spojrzeć na banknot stu juanowy. O tak, Mao wciąż tu jest. I to nie tylko pod postacią białego pomnika na placu Tianfu. Przewodniczący bawi się w takie przebieranki, że niby go nie ma, a jednak "akuku". I to na każdym kroku. Po prostu bardziej incognito.



1 komentarz:

Magu pisze...

no kariera Rain'a jest truly miedzynarodowa lol