czwartek, 23 października 2008

人民公园

Pewnego szarego poranka, takiego samego, jak większość poranków w ciągu ostatnich kilku tygodni, Denna spytała mnie, jak spędziłam poprzedni wieczór. Siłownia, sauna, kolacja gdzieś na bazarze. „Och, ty to umiesz cieszyć się życiem!” Denna spojrzała na mnie zazdrośnie. Biedna Denna, codziennie po południu zasiadająca z torbą orzeszków ziemnych przed telewizorem, oglądająca do północy teleturnieje i opery mydlane. Może rzeczywiście umiem cieszyć się życiem. Choć ostatnio utrudnia mi to kapanie z nosa i kaszel. Gdy wczoraj dowiedziałam się o planowanej przedszkolnej wycieczce do parku, powiedziałam, że nie, mowy nie ma, nigdzie nie jadę. Ale dziś rano obudziło mnie słońce, pierwszy ładny dzień od tygodni, wstałam i od razu humor miałam pyszny. Park Ludowy znajduje się w centrum Chengdu, postanowiłam więc zaszaleć i pomalowałam rzęsy maskarą. Jeszcze kozaczki na obcasie i już w wytartych dżinsach kupionych iks lat temu w H&Mie poczułam się, jak królowa glamour. No bo co innego robią królowe glamour w słoneczne przedpołudnia, jak nie spacerują z gromadą pięćdziesięciu dzieci po miejskim parku?

Ren Min Gong Yuan jest mały i tłoczny. Emeryci z ogromnymi lustrzankami cyfrowymi fotografują chryzantemy i siebie na ich tle, młode kobiety na macierzyńskim fotografują swoje pociechy na tle czego się da, przedstawiciele wszystkich zawodów i grup wiekowych piją hektolitry zielonej herbaty. Zupełnie sympatycznie. Pogoda była bezwietrzna, słupek rtęci podskoczył do dwudziestu siedmiu stopni i od razu poczułam, że pozbyłam się już przeziębienia.

Wielką atrakcją parku w dniu dzisiejszym była oczywiście blondynka, której z ukrycia, a także „na bezczelnego” zrobiono dziesiątki zdjęć. W końcu postanowiłam, że też chcę mieć z tego jakąś przyjemność i zaczęłam fotografować moich fotografów, a także siebie z nimi. Robiąc pewne siebie miny i rzucając półsłówkami, udawałam, że świetnie znam chiński, a Denna tłumaczyła wszystkim, że właściwie to ja jestem Chinką, tylko wychowałam się w Europie. Oszukałyśmy w ten sposób dobre dziesięć osób... Najwyraźniej zupełnie naturalne wydaje się, że od wychowywania w Europie rosną blond włosy.

W drodze powrotnej do Longquan z autobusowej półki zleciała wprost na szanowną głowę szanownej pani dyrektor trzy litrowa butelka wody. Pani dyrektor, kobieta równie szanowna, co twarda, nawet się nie skrzywiła i postawiła butelkę na siedzeniu za sobą, obok Chrisa. A Chris butelkę podniósł i wyciągną w moim kierunku.
- Słucham?

- Włóż na górę – zaświeciły białka wznoszonych wymownie ku półce oczu.
- Wydawało mi się, że gentelmenem w tym towarzystwie jesteś ty – odpowiedziałam słodziutko i uszczęśliwiona patrzyłam na biednego Amerykanina, nie mającego pojęcia, o co mi chodzi. Czy na prawdę, na prawdę nie mogli przysłać do Longquan Europejczyka? Albo chociaż jeszcze jednego Meksykanina...
Po dotarciu do przedszkola okazało się, że popołudniowe zajęcia odwołano i dzieci idą spać. Co więcej, strażnik przyniósł grubą kopertę zaadresowaną do mnie, a w niej, wysłane przez tatę, moje ulubione magazyny. Wpadłam na chwilę do mieszkania, zmieniłam kozaczki na klapki i poleciałam do herbaciarni. Rozkoszując się ciepłymi promieniami jesiennego słońca leniwie przejrzałam pachnące nowością magazyny. Na więcej niestety słońca nie starczyło i trzeba było podnieść się z wygodnego fotela i przetransportować cztery piętra wyżej, do mieszkania. Zaraz zajmę się zdjęciami z parku, a później, korzystając z pogody, wywieszę pranie. I będzie czas na kolacje, a po kolacji na spanie.

Jaki miły, miły dzień! W taki dzień rzeczywiście nie trudno cieszyć się życiem. Ciekawe, co o tym myśli Denna?




















wieczorem

I jak tu nie wierzyć w karmę, fatum, czy cokolwiek w tym guście, skoro kiedy wracam sobie spokojnie z kolacji, w ręku niosąc siatkę pachnących jabłek, zza drzwi sąsiadki na drugim piętrze grzmi z telewizora mazurek Dąbrowskiego? ^^~

Brak komentarzy: