środa, 10 września 2008

iluminacja

Mojej makaronowej kobiety nie ma na jej stałym miejscu od dwu dni. Mam nadzieję, że wróci. Zmuszona sytuacją zjadłam kolację u innej kobiety, makaron miał lekko słodkawy posmak i był doskonały. Po posiłku urwałam kawałek ligniny z rolki stojącej na moim stoliku i wytarłam usta. Rzuciłam ligninę pod nogi, między skórki od arbuza i kulki ligniny pozostawione przez poprzednich klientów. Nowa makaronowa kobieta spytała mnie, czy się najadłam, czy mi smakowało. Pokiwałam z uznaniem głową, zapłaciłam dwa juany i klucząc między straganami wróciłam do mieszkania.
I olśniło mnie. O tym, gdzie jest koniec świata, nie decyduje, czy ludzie biegają w dżinsach czy w opasce biodrowej, albo czy mają, czy nie mają dvd. W Longquan ani dżinsów, ani dvd nie brakuje. To mentalność ludzi sprawia, że tu świat się kończy. To, czy społeczność rządzi się tymi samymi prawami, którymi rządziła się zanim przyszły dżinsy - to jest czynnik, który decyduje o tym, gdzie jest koniec świata. W Longquan jest kilka salonów fryzjerskich, ale i tak po nowe uczesanie chodzi się do golarza na rogu, który rozstawia swój kram codziennie koło południa. A do fryzjera się idzie po masaż głowy. I do póki tak jest, tu właśnie jest koniec świata.

1 komentarz:

kawowca pisze...

Idealnie podsumowane.