czwartek, 24 lipca 2008

War Time

Przychodzi taki czas, w którym nie ma miejsca na litość. Wypowiedziałam wojnę moim współlokatorom.

Na pierwszy ogień poszły osy (a może pszczoły?), które założyły gniazdo w szparze między ramą okienną a skrzydłem. Gniazdo nie było duże, osy za to tak. Ich szara sadyba przywodziła na myśl jakiegoś obcego, kiszkowato-nerkowata w kształcie przywarła do rogu okna. Gdy je otwierałam, mogłam dokładnie się przyjrzeć, jak pracowite stworzenia rozbudowywały fortecę. One też mogły mi się przyjrzeć, co więcej mogły rzucić okiem na mój pokój i zdaje mi się, że robiły to chętnie, z miną konkwistadora. Kupiłam więc mopa.

Długi bambusowy kij wydawał się odpowiednim narzędziem zagłady, ale kiedy Denna zobaczyła gniazdo, stwierdziła, że te właśnie osy są bardzo niebezpieczne a ich ukąszenia bolesne. Poszłyśmy po strażnika, który uzbrojony w gumowy płaszcz i wielką miotłę przystąpił do anihilacji gniazda. Przyznać tu muszę, że przygotowywał się do tego co najmniej, jakby miał walczyć z hordą Hunów. Tak czy inaczej, po kwadransie otwarły się drzwi mojej sypialni i strażnik, cały mokry pod gumowym płaszczem, oświadczył, że gniazdo zrzucił, a osy pofrunęły het. Poczęstowałam wojaka papierosem (nadal Chmirka Dymu) i pożegnaliśmy się w poczuciu triumfu.

Następnego dnia w moim ulubionym sklepie na rogu dostrzegłam ogromną butlę jaśminowego środka przeciw insektom. Natychmiast pomyślałam o rodzinie żuko-karaluchów zamieszkującej moją pralkę. Długo oglądałam specyfik, ale kiedy zobaczyłam rysunek przedstawiający martwego żuko-karalucha ze smętnie wystawionymi do góry kończynkami, zmiękło mi serce i odłożyłam truciznę na półkę.

Kiedy cała rodzina z pralki wybrała się wieczorem na przechadzkę po przedpokoju, pakt o nieagresji został zerwany. Rano uzbroiłam się w jaśminową trutkę i kilka razy nieśmiało psiknęłam w środek pralki. Na szczęście żuki potraktowały to jako strzał ostrzegawczy i dwa z nich szybko się ewakuowały, złapałam je więc do szklanki i wypuściłam na balkonie. Za żukami podążył tłusty pająk, któremu chyba trutka zdążyła zaszkodzić, bo powłóczył jedną nogą, ale po chwili też był bezpieczny na balkonie. Mam nadzieje, że reszta społeczności z pralki szybko pójdzie po rozum do głowy i wywędruje, jutro bowiem strzałów ostrzegawczych już nie będzie.

Co do os, kilka z nich naiwnie wróciło, by odbudować swą twierdzę. Kierując się słowami Arturo, który powiedział, że przed odgryzieniem mi głowy osy powstrzymuje tylko ich rozmiar, obwicie spryskałam całe towarzystwo. Część zdążyła uciec po pierwszej salwie, za to najbardziej zaciekli wojownicy znaleźli jaśminową śmierć.

Chwała poległym.


Brak komentarzy: