Wstałam dzielnie o dziewiątej, zgarnęłam słownik elektroniczny i mini-rozmówki i takoż uzbrojona ruszyłam do boju. Złapałam rikszę i po kwadransie machania rękami, pisania znaków palcem w powietrzu i pokrzykiwania udało mi się wytłumaczyć, że chcę na dworzec. Pan rikszarz naciągnął mnie na niebotyczną kwotę ośmiu yuanów, ale zadowolona z dotarcia na miejsce nie miałam zacięcia do targów. Na dworcu udało mi się nie zrobić z siebie idiotki, kupiłam bilet na stację Shin Nan Men i wsiadłam do autobusu. Gdy okolica zaczęła wyglądać, jak centrum, zajrzałam do słownikia i dukając spytałam siedzącej obok dziewczyny, czy to mój przystanek. Twój, twój, to tu. Wysiadłam. Oczywiście przystanek nie był mój, tylko nazwa podobna. Pokrwieństwo nazwy miało wszakże swoje źródło w pokrewieństwie położenia i po krótkim spacerze znalazłam spory dworzec. Niestety żaden napis nie określał go jako stacji Shin Nan Men, ale zagadnięci przechodnie podtwierdzili, że to z całą pewnością właśnie tu. Cóż mogłam zrobić, pozostało mi liczyć, że tym razem to nie pomyłka. Do spotkania z Sammym zostało mi jeszcze pół godziny, skoczyłam więc do Dico's, chińskiego odpowiednika McDonalda. Pokrzepiona hamburgerem z orientalnie smakującym kurczakiem wróciłam na stację i ku mojemu zaskoczeniu chłopak w czerwonej koszulce Aiesec zawołał mnie po imieniu.
Powiedzieć, że Sammy mówi po angielsku, było by dość odważnie. Byliśmy w stanie dokonać prostego aktu komunikacji, ale bardziej skomplikowane rozmowy jakoś się nie kleiły. Brat Sammy'ego nie mówi po angielsku w ogóle i nie ma też angielskiego imienia, mogę tylko zgadywać, że jego chińskie imię powinno się zapisywać Huang. Niewątpliwą zaletą Huanga jest klimatyzowany samochód, do którego wsiedliśmy i pomknęliśmy w stronę ośrodka badawczego pandy wielkiej.
Kiedy przybyliśmy na miejsce panda wielka spała. Spały też małe pandy, czyli młode pandy wielkie, spała też panda mała, czyli rudo-czarny kot, taki sam, jaki mieszka w warszawskim zoo. Młodych pand małych (pand małych do kwadratu?) nie było.
Myślałam, że nie spotka mnie już nic dziwniejszego tego dnia. Myliłam się. Po spacerze po uroczych zakątkach Chengdu i obiedzie składającym się z tradycyjnych syczuańskich dań zostałam zaprowadzona do narzeczonej Huanga i przez trzy godziny czesano mnie, malowano i robiono mi zdjęcia w studiu... Zdjęcia rewelacyjne nie wyszły, ale zabawa była przednia. Sammy miał coś do załatwienia i po raz pierwszy zostałam wśród ludzi zupełnie nie znających angielskiego. Nie wiem, jak to możliwe, ale gdzieś między eyelinerem a pudrem, czy może akurat kiedy suszono mi włosy, zaczęłam rozumieć pojedyncze słowa, aż w końcu proste zdania. Na nowo uwierzyłam, że nauczę się tego przedziwnego języka.
Oczywiście uciekł mi ostatni autobus do Longquan. Zatrzymałam taksówkę, wytargowałam cenę i ruszyliśmy. Nie znam adresu mieszkania Arturo, musiałam pokierować kierowcę. I... bez najmniejszych trudności wytłumaczyłam mu, gdzie chcę jechać. Po chińsku! Kiedy zachęcony moją wymownością zagadną mnie z prędkością karabinu maszynowego wymamrotałam tylko „ting bu dong”, czyli „nie rozumiem”, ale i tak wysiadłam bardzo zadowolona z siebie.
Zapomniałam dodać, że cieszę się ze spotkania z Sammym i jego bratem, bo bez nich prawdopodobnie nie odważyłabym się na włóczęgę po Chengdu. Zachęcona dzisiejszym sukcesem, na przyszłość będę już bardziej odważna. W końcu minął już tydzień, odkąd mieszkam w Syczuanie:)
Ja i Sammy pod pomnikiem pand.
Bambusy.
Tak śpi panda wielka.
Tak śpi panda mała.
Bracia.
Cztery lata przerwy i prawe ramię i ręce i noga i ech... Bu hao de, bu hao..
Charlize? Lepiej mi idzie wyglądanie ładnie niż wu shu niestety... A na ładnie wyglądanie teraz już też trochę późno.
Z ekipą od make-upu, ciuchów i fryzury.
Myślę, że nie powinnam opisywać wszystkiego tego samego dnia, którego się dzieje. Mam dziwne wrażenie, że moje posty czyta się jak chaotyczne sprawozdanie sportowe...
2 komentarze:
Nie, Twoje posty czyta sie jak dobra książkę ;)
zofio moja
a może zamiast na ebay, zdecyduj sie na to żeby ktoś kupił Ci aparat w polsce i wysłał np ems pocztex albo czyms takim? to może być prostsze bo jak cie znam to nie masz konta na paypalu ;P
Prześlij komentarz