wtorek, 1 lipca 2008

nowy post?

30.06.2008
Leżę sama na wielkim, twardym łóżku i zastanawiam się, jak to możliwe, żeby powietrze było tak ciężkie od zawieszonej w nim wilgoci. Jakgdyby cała ta woda miała się nagle skroplić i spaść lodowatą falą, zmywając brud i kurz. Ale nic takiego się nie stanie, powietrze nadal oblepia mnie całą, nadal czuję się jakbym pokonywała opór jakiejś stałej materii, wykonując nawet najdrobniejszy ruch pocę się z wysiłku i marzę o chłodzie prysznica.

Po monitorze komputera wędruje mucha. Zgasiłam światło, bo tłukące o pokrywającą okno siatkę skrzydełka ciem wprawiały mnie w stan nieprzyjemneno napiecia, czekania aż ta jedyna oddzielająca mnie od świata zewnętrznego bariera nie wytrzyma i pęknie, ćmy zaleją pokoik, wraz z nimi wleci tłusty brzęczący trzmiel, który czai się już od kwadransa i Bóg jeden wie, co jeszcze z nimi wleci .

Chiny. Gorąco.

Na przedmieściu Pekinu nie ma wierzowców, pędzących samochodów, ani eleganckich kobiet na szpilkach. Trudno mi uwierzyć, że Pingguo leży zaledwie godzinę drogi od centrum miasta. Trudno mi uwierzyć w isnienie miasta.

Jedna ulica. Po „mojej” stronie przedszkole, betonowy różowy pałacyk, po drugiej ciąg obskurnych pawilonów kryjących sklepy i restauracje. W restauracji za równowartość dolara dostałam wielką jak balia miskę klusek szklanych z wołowiną na ostro i butelkę zimnego piwa. Usiadłam na brudnym schodku przed wejściem, patrząc na chmurne niebo odbijające się w kałuży czarnej jak smoła, zastanawiając się nad tym, po co do cholery zapakowałam balerinki i trzy pary butów na obcasie. Przede mną dwóch może dwudziestoletnich chłopaków, w klapkach i brudnych spodniach, z wytatuowanymi torsami i sznytami na szczupłych ramionach usiłuje naprawić samochód, który szanse na dalsze życie zawdzięcza tylko okolicznościom. Ostentacyjnie nie patrzą na mnie i moją nową norweską koleżanke, z hardymi minami mijają nas, kiwając się w rytm chińskiego rapu. Z wnętrza restauracji, z trzeszczącego telewizora, dopływa zawodzenie opery pekińskiej i miesza się bitem.

Przejeżdzający na najdziwniejszych rowero-pojazdach ludzie śmieją się szczerze i głośno mijając dwie blondynki pijące piwo na progu restauracji Xiao Chi Tian. Tylko chłopcy od samochodu nadal na nas nie patrzą. Przebierająca pietruszkę matka właścicielki lokalu coś nam opowiada, my kiwamy głowami w geście pełnym zrozumienia. Cóż z tego, że rozumiem tylko pojedyncze słowa, a dziewczyna siedząca obok mnie nie rozumie nic. Dobrze się rozmawia.

Brak komentarzy: