piątek, 4 lipca 2008

Longquan

Przemierzam tłoczne uliczki Longquan, przemierzam uliczki klucząc między straganami. Uciekam przed dzwoniącymi nagląco rikszarzami, pogryzając z patyka pieczonego kalmara. Mijam niezliczonych przechodniów, uwikłanych w sobie tylko znane sprawy, które sprawiają, że to nierealne miasteczko jest ich domem.

Przemierzam tłoczne uliczki Longquan na moim tandetnym różowym rowerku. Napis na ramie głosi "Miłosne marzenie z Szanghaju".

Groteskowy opis groteskowej sytuacji, która sprawia, że wreszcie czuje się dobrze, wreszcie naprawdę poza domem, wreszcie tam, gdzie od tak dawna chciałam być. Przystanek w drodze, nic istotnego, co należało by zrobić oprócz istnienia i pozwolenia istnieć tej chwili . Jak szybko moja rzeczywistość zawęzi się do tych kilku ulic, do straganów z kurzymi łapkami, do przestrzeni, którą oswoiłam na moim rowerku?

Na prawdę, na prawdę nie chce mi się odpowiadać samej sobie na głupie pytania. Lepiej wezmę książkę i poczytam i będę jej bohaterką, bo co innego mam do roboty.

Brak komentarzy: