sobota, 9 sierpnia 2008

zły dzień

Wstałam późno, rzuciłam okiem na mieszkanie i postanowiłam dziś posprzątać. Pora była akurat lunchowa, więc najpierw zebrałam się na basen, powinien być pusty. Nie był. W wodzie pływały jakieś muszki. Niezbyt usatysfakcjonowana zdecydowałam się zjeść obiad w Dico's i tym sposobem poprawić sobie nastrój. Po drodze zaczęło lać. Nie zrażając się wyjęłam parasol z torebki i w niezłym humorze szłam przed siebie, aż poślizgnęłam się na obłoconym krawężniku, ubrudziłam cały but i skręciłam kostkę. Przestało mi się podobać, ale do Dico's było już blisko, bez sensu brać rikszę. Na miejscu zamiast upragnionych nuggetsów dostałam jakieś niesprecyzowane kawałki kurczaka - niezłe, ale nie to, o co mi chodziło. Okazało się, że ich nazwa różni się od nazwy nuggetsów jednym znakiem. Pogryzając frytki zauważyłam około pięć osób, personel z kuchni, ukradkowo mi się przyglądających. Wszystko bylo dobrze, dopóki nie podeszła do mnie dziewczyna z aparatem fotograficznym i nie zapytała, czy można mi robić zdjęcia. Można... Następne pytanie - czy mam QQ (chinska wersja GG). Nie, nie mam QQ... Uff.
Kiedy wyszłam z Dico's nadal lał deszcz. Pierwszy zagadnięty rikszarz nie wiedział, gdzie jest ulica, na której mieszkam. Drugi wiedział, ale zażądał pięciu yuanów. Wydawało mi się, że zgodziliśmy się w końcu na cztery, ale przy wysiadaniu okazało się, że jednak byłam w błędzie.

Nie mam zamiaru już dziś sprzątać. Teraz uratować mnie może tylko piwo i Aileen Chang. Wieczorem zjem makaron na najbliższym straganie i możliwie szybko wrócę do mieszkania. Po co kusić licho..

2 komentarze:

kawowca pisze...

Twoje relacje sa naprawde swietne, uszy do gory, kazdy musi miec kiedys taki shitty day.

Agnes Salek pisze...

PO tej skreconej kostce juz na zawsze bedziesz miala pamiatke po Chinach ;)